Jechałem nad wodę bez większej nadziei na sukces. Dojeżdżam do parkingu... a tam już dwa samochody i para wędkarzy szykuje się do połowów :(. No trudno. Nie ma co się poddawać - trzeba próbować.
Podczas przemarszu widzę kilka spławiających się ryb, jednak żadnej nie udaje się "zapiąć" na haczyk. Lata trochę jętki, jest całkiem przyjemnie. Po chwili słońce chowa się za chmurami... zaczyna padać. No to już po jętce - pomyślałem. Po krótkim opadzie nadal widać muchy latające nad wodą. Na szczęście nie jest tak źle. Po chwili spotykam widzianych wcześniej wędkarzy. Krótka rozmowa - ani ja, ani oni nie mamy dziś żadnych sukcesów.
Decyduję się zmienić miejsce i przejechać na inny odcinek. Wczoraj widziałem tam kilka spławiających się rybek. Może tym razem również coś się uda namierzyć.
Na początku nic... jeden, może dwa chlapnięcia "kropkowych przedszkolaków". Już powoli zaczynam tracić nadzieję...Ale widzę również jedno ciekawe "chlupnięcie". Wchodzę do rzeki i ponownie widzę bulgot zbieranej muszki. Podrzucam moją jętkę - sarniaka... brak reakcji. Jętka niestety nie chce już ładnie pływać - dryfuje tuż pod powierzchnią wody. Ponowne przepuszczenie również bez efektu. Zdecydowałem się zmienić muchę. Podczas przewiązywania ponowne zebranie - to nie może być jakiś maluch. Pierwszy rzut nowo zawiązaną muchą i ...
Dalej nie będę się rozpisywał. Tą rybą ustanowiłem osobisty rekord pstrąga potokowego w polskich wodach - 56cm.
Nie sądziłem, że w tym miejscu można złowić takie ryby. Moja radość jest przeogromna! :). Mam nadzieję, że jeszcze się z nim kiedyś spotkam.
Połamania kija!