niedziela, 25 października 2009

Ochrona tarła troci nad Łebą

Niestety sezonu trociowego nie zakończyłem tak, jak bym tego chciał (czytaj: nie udało mi się nigdzie pojechać). Ale to co robią przyjaciele rzeki Łeby napawa optymizmem.

http://www.rzekaleba.pl/news.php?readmore=126

Polecam szczególnie filmik z tarła troci. Świetnie dobrana muzyka i wspaniały widok.

Panowie! Chylę nisko czoła!

Przynajmniej wiem, w jakiej organizacji ponownie znajdzie się mój 1% podatku.

Połamania kija (w sezonie oczywiście :) )

niedziela, 30 sierpnia 2009

Sezonu "kropkowego" 2009 - koniec.

Dzisiaj dokonałem oficjalnego zakończenia sezonu pstrągowego. Zakończyłem go oczywiście nad moją ulubioną rzeką - Łebą.

Zerwałem się o 5 rano i cichutko, aby nie budzić rodzinki, wymknąłem się z domu. Około 6 dojechałem nad wodę. Pogoda - w kratkę - trochę deszczu, trochę słońca. Nad woda sprawdzałem różne woblerki i blaszki - bez efektu.

Po jakiejś godzinie zdecydowałem się założyć perłowego twisterka. Efekt był niemal natychmiastowy - w drugim rzucie udało mi się zaciąć, a potem wyholować dobrze odżywionego pstrąga 33cm. Pewnie - kolos to nie był, ale wyjęcie go z wysokiego na około 1,5m zakrzaczonego brzegu bardzo łatwe nie było. Nigdy nie miałem przekonania do gumowych przynęt. Może pora zmienić to podejście ... Łowiłem do około 9.30. Poza kilkoma uciekającymi maluchami nic ciekawego się nie zdarzyło.

Sezon pstrągowy 2009 uznaję za zakończony. Pozostał jeszcze miesiąc trociowania. Mam nadzieję, że chociaż raz uda mi się wyskoczyć we wrześniu.

Połamania kija!

niedziela, 2 sierpnia 2009

Nieczęsto to się zdarza...

Pewnie zapytacie "Co takiego?". Ano to , żebym dwa dni pod rząd miał szansę ponownie pojechać nad wodę :). Więc na rybach sam byłem w piątek 31.07, a w sobotę wybrałem się z tatą.

Pojechaliśmy na odcinek, na którym jeszcze nigdy nie byłem. Był bardzo ładny: dołki, zwalone drzewa, podmyte brzegi itp. Idealne miejscówki na pstrąga. Łowiliśmy wieczorem, około 2 godziny. Efekty nie były powalające. Ja złowiłem 2 pstrągi ~25cm. Jednego na pływającego woblerka Salmo Hornet BT (niestety później został w rzece :( ), oraz na srebrną blaszkę typu Aglia w rozmiarze 2. Tata łowił na miedzianą blaszkę w kolorze czarno-zielonym. Miał jedno branie.

Jak już napisałem - na tym odcinku byłem pierwszy raz. Pogoda była plażowa. Trzeba będzie tu wrócić, przy bardziej "pstrągowej" aurze.

Połamania kija!

piątek, 31 lipca 2009

Wypad na godzinke...

Udało mi się dzisiaj na chwilę wyskoczyć nad wodę. Woda była lekko podwyższona i brudnawa. Generalnie to podobna do tej, jak byłem ostatnio.

Wtedy jakieś wyniki były. Tym razem nie ma czym się pochwalić - 2 maluchy się zaczepiły za woblera. Nic poza tym.

Poza tym pooglądałem sobie bociana na łące, parę saren oraz księżyc w drodze powrotnej...

PS. Muszę przemyśleć te wypady na 1h. Niby fajnie i w ogóle, ale jeżeli dojazd i powrót zabierają mi prawie 2h, a połowy 1h to chyba coś nie tak ... Może to nowa forma uzależnienia :)

czwartek, 23 lipca 2009

Łowienie w temperaturze 28C

Dzisiaj krótko,
Pojechałem na wieczór zobaczyć, jak się miewa "moja rzeka". Wieczór, temperatura około 28C, generalnie (znowu) pogoda plażowa. Nieważne ... chodzi o to, żeby chwilkę porzucać nad wodą.
Woda była podwyższona i lekko trącona - to pewnie po ostatnich deszczach. Po chwili na kiju melduje się pierwszy maluszek, a potem jeszcze 2-3. Łowię na srebrną błystkę. Tu jakiś 30cm wyskoczył obejrzeć przynętę, tam jakiś maluszek zaatakował, ale się spiął. Generalnie widać, że coś w rzece żyje. Ot przykład jednego około 25cm, co się zawiesił na błystce.



Kilkanaście metrów dalej mam mocne branie. Świst hamulca i po jakichś 3-4 minutach w podbieraku ląduje ładny pstrąg 38cm.



Niestety próby zwrócenia mu wolności nie powiodły się. Starałem się obchodzić z nim delikatnie - podbierak, odhaczanie w wodzie itp. Pewnie główną przyczyną była temperatura. Trudno - skończy na talerzu. Pierwszy pstrąg z polskich rzek zabrany do domu "na patelnię".

Pokrzywy nad rzeką sięgały po pachy (czyli jeszcze nie tak źle :) ). Spociłem się w woderach, koszuli i kamizelce okrutnie. Ale zobaczyłem znowu moją rzekę. Usłyszałem ptaki, zobaczyłem lisa, złowiłem ryby ... Nie potrzeba mi nic więcej, żeby odpocząć od codziennego zgiełku i pogoni. Tylko szkoda, że tak krótko...

Połamania kija!

poniedziałek, 20 lipca 2009

W końcu wyrok za kłusownictwo

Za: Rekordowo wysoka kara dla kłusowników. Wędkarze są wniebowzięci.

"Dostali kary po pół roku pozbawienia wolności w zawieszeniu na 4 lata oraz wysokie grzywny. Każdy z nich musi zapłacić na rzecz PZW po 2500 zł i po 100 zł kosztów sądowych."

Chyba w końcu sądy zrozumiały, że różnica pomiędzy kłusownikiem a złodziejem jest naprawdę niewielka. Mam nadzieję, że jest to precedens, który pozwoli innym sądom wydawać podobne wyroki.

Szkoda, że nie są udostępnione dane osobowe skazanych. Mnie tam one nie są do niczego potrzebne. Ale w miejscowości w której mieszkają, ich zdjęcia powinny wisieć na każdym słupie z podpisem "skazany kłusownik". A i ksiądz z ambony mógłby raz czy drugi wspomnieć o niegodnym zachowaniu kłusownika.

Zastanawia mnie jednak inna rzecz: dlaczego w światku wędkarskim tak cicho na temat tego wyroku? Jedyną stroną, na której znalazłem informacje o wyroku była strona ściśle związana z PZW (sic!). Czyżby innym portalom wędkarskim nie zależało na rozpowszechnieniu tej informacji??? Trochę to dla mnie niezrozumiałe...

Połamania kija!

sobota, 11 lipca 2009

Szybki wyjazd na Radunię

Od lat nie byłem na tym odcinku. Ostatnio pewnie jako mały chłopak podczas moich początków wędkarskich. Śliczna rzeka, brzegi porośnięte trawami powyżej pasa. Ciężko się skradać :).

Łowiłem jakieś 1,5 godziny. Wyjąłem jednego malucha. Jeden 35cm zaatakował mojego woblera, ale się nie zapiął. Okazało się, że kotwiczki na woblerze się zaczepiły :(. Chwilę później, prawie pod nagami spławił się taki około 40cm. Na woblera się niestety nie skusił.

Milo było sobie przypomnieć, jak Radunia wygląda. Myślę, że warto tu niedługo wrócić... ale następnym razem z muchówką, ponieważ spławów było całkiem sporo.

Połamania kija!

piątek, 10 lipca 2009

1000 wyzyt na blogu - dzięki !!!

Nawet nie zauważyłem, kiedy licznik przekroczył 1000 wizyt. Jest on ustawiony na zliczanie maksymalnie jednej wizyty z danego numeru IP na godzinę, czyli np. odświeżenie strony nie powinno nabijać licznika. Tym bardziej

Bardzo wszystkim dziękuję! :)

Bardzo mi miło że, ktoś tu czasem zagląda i ma ochotę poczytać moje wypociny. Zapraszam do pozostawiania śladów po wizycie w anonimowym shoutbox'ie i skomentowaniu, tego co Wam się na blogu podobało, a co należałoby zmienić. Szczególnie to drugie będzie dla mnie bardzo ważne.

Połamania kija i do zobaczenia nad wodą!

Szwecja 2009 - podsumowanie

Wyprawa się zakończyła - przyszedł czas na podsumowanie.

1) Podsumowanie wędkarskie.

Wyniki były następujące (suma na 3 uczestników wyprawy):
pstrągi 30-40cm - 9 sztuk
pstrągi 41-50cm - 4 sztuki
pstrągi >51cm - 1 sztuka

Mniejszych nikt nie liczył - strzelam, że około 100 sztuk było na hakach.
Poza tym jeden szczupak 59cm.

Jednym z powodów tego dosyć słabego wyniku był czas,w którym zdecydowaliśmy się na przyjazd. Na miejscu byliśmy około 16 czerwca. Okazało się, że tam jeszcze wiosna na dobre nie przyszła. A co za tym idzie, pstrągi po tarle jeszcze siedzą w jeziorach i nie rozpoczęły wędrówki w górę do rzek. W miejscówkach, w których złowiliśmy ryby, nie pojawiały się następne, co miało miejsce podczas poprzednich wypraw.
Słyszałem opowieść Szwedów, którzy mierzyli temperaturę wody termometrem i czekali aż wzrośnie ponad jakąś wartość (chyba było to 12° lub 14°C, ale nie jestem pewien). Powyżej tej temperatury zaczynał się ciąg tarłowy. Podczas naszego pobytu temperatura powietrza wynosiła średnio około 10°C.

No więc trzeba powiedzieć, że wędkarsko wyprawę należy zaliczyć do średnio-słabych. Oczekiwania były zdecydowanie większe.

2) Podsumowanie urlopowe.

Nie mogło być lepszego wypoczynku. Widoki, przyroda, góry i wszystko co nas otaczało pozwalało oderwać się w 100% od codzienności. Zresztą zapraszam do obejrzenia zdjęć zamieszczonych tutaj. W takich okolicznościach przyrody, tej niepowtarzalnej :), można zapomnieć o całym świecie.
Ale mowa tu o wypoczynku psychicznym. Jeżeli chodzi o fizyczną stronę, to o wypoczynku nie mogło być mowy. Nad rzekami zrobiliśmy wiele kilometrów, nie raz łowiąc ponad 10h ciągiem. Łowiliśmy zarówno w dzień, jak i w nocy. Chodziliśmy po skałach w górę, oraz schodząc po nich w dół. Fizycznie trzeba być przygotowanym na sporo wysiłku i dostosowywać trasy do możliwości.

Więc cel wypoczynkowy:
- oderwanie od spraw codziennych - zrealizowany w 100%
- odpoczynek fizyczny - nawet o takim nie myśleliśmy :)

3) Podsumowanie finansowe.

Koszty wyprawy wyglądały mniej więcej tak (przelicznik SEK/ZŁ wynosił 0.42):
* PROM - w obie strony, 3 osoby z samochodem, z miejscami w kabinie klasy turystycznej ~1305zł
* JEDZENIE - zabrane ze sobą z PL ~500zł
* NOCLEG - za cały domek na 1 tydzień 1200SEK (~504zł). Domek wyposażony w kuchenkę elektryczną, wyposażenie kuchni, lodówka, 3 łóżka, stolik, 3 krzesła, szafki. Łazienka z prysznicem i WC, kuchnia ze zmywakami dostępne w części ogólnej. Woda niestety poza domkiem, ale jakoś to nie przeszkadzało.
* PALIWO - z Polski zabraliśmy pełen bak paliwa i cały zbiornik gazu. Trasa do zakwaterowania to około 1500km. Na miejscu też zrobiliśmy pewnie około 500km. W sumie tankowaliśmy bak tylko jeden raz za około 650SEK (~270zł). Cena paliwa była w granicach 12,80-13.20 SEK/litr E95. Gaz mogliśmy zatankować w Sundsvall, ale (na szczęście) na stacji nie mieli adaptera, a stacja wyglądała strasznie. Aż strach pomyśleć co mogliby mi tam nalać. Poza tym cena gazu była mało opłacalna - 8 SEK/l. Czyli w sumie paliwo wyszło około 500zł
* LICENCJE - tygodniowa na rejon "TÅSSÅSENS SAMEBY" kosztowała 200 SEK. Licencja 1 dzień na Gysan/Langan 70SEK. Licencja 1 dzień na Storan 50 SEK. Dniówki taniej niż w Polsce ... W sumie 320 SEK czyli ~140zł.

Jechaliśmy we 3 osoby. Generalnie staraliśmy się nie wydawać za dużo i cięliśmy gdzie się dało (np. jakość kabiny, jakość domku, jedzenie z domu itp.). Miłym zaskoczeniem było zużycie paliwa Nissana Almery około 6l/100km. Dzięki temu ograniczyliśmy się praktycznie do jednego tankowania.

Koszty całej wyprawy na jedną osobę wyniosły około 1130zł. Wydaje mi się, nie jest to duży kaszt, jak na wyprawę trwającą 8 dni.

To chyba tyle tytułem podsumowania. Mnie się ta wyprawa podobała, pomimo tego, że zabrakło większej ilości złowionych ryb. Do domu z tych 14 "miarowych" przywieźliśmy 5 sztuk.

Jeżeli macie inne pytania to oczywiście postaram się na nie opowiedzieć.

Połamania kija!

środa, 1 lipca 2009

Modlitwa wędkarza

Dopóki wody płyną
Daj, dobry Panie Boże
Zasiadać nad ich brzegiem
Wielbiąc słoneczne zorze.

Daj słuchać plusku fali,
Która swe bajdy gada,
Sitowia sennych szmerów,
Co cuda opowiada.

Daj nam odbierać pokłon
trzciny i tataraku,
czytać los przyszłych godzin
z lotu nadwodnych ptaków.

Daj się zachwycić błyskiem
Co zalśni gdzieś w głębinie,
Kiedy w promieniu słońca
Drobnicy stadko płynie.

Podziwiać pozwól, Boże,
Wśród Twych rozlicznych darów
Taniec błękitnej ważki
Nad kwiatem nenufaru.

Albo puszyste kulki,
Przedziwne w swej urodzie,
Kiedy prowadza kaczka
Pisklęta swe po wodzie.

Majestat siwej czapli,
Stal skrzydeł kormorana,
Żurawi hejnał , który
Z wieczora brzmi i z rana...

A nade wszystko, Panie,
Daj w wielkiej swej dobroci
Poczuć na wędce ciężar
Dorodnej, srebrnej płoci...

Leszcza jak złota misa,
Szczupaka albo suma,
Żebym się mógł nacieszyć,
By syta była duma.

I chroń mnie, Panie Boże,
Przed zachłanności grzechem:
Obym nie był mięsiarzem,
nie kupczył rybim mięsem.

Daj mi umiarkowanie
wobec chciejstwa własnego,
bym umiał się powstrzymać
choć nikt nie żąda tego.

Daj umieć uszanować
Rośliny, ryby, wodę
I daj mi kochać mądrze
I hobby – i przyrodę.

A gdy już przyjdzie odejść
Na wieczne czas łowisko-
Daj, miłościwy Boże
Tam znaleźć też to wszystko...

I wdzięczność moją przyjmij
Za wszystkie Twoje dary
A w zdrowiu mnie zachowaj
Nawet, gdy będę stary...

Autor: Ewa Ćwikła *Stynka*
Zaczerpnięte ze strony: http://www.wcwi.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=2581&Itemid=47


Wspaniały tekst. Po jego przeczytaniu musiałem go wrzucić do siebie na bloga.

Catch Magazine Issue #6

Pojawiło się 6-te wydanie internetowego magazynu Catch Magazine. Wydaje mi się, że zdjęcia tym razem trochę słabsze niż poprzednio, ale nadal warte obejrzenia.

http://www.catchmagazine.net/

Miłego oglądania.

niedziela, 28 czerwca 2009

Fotorelacja z wyjazdu do Szwecji

Poniżej link do fotorelacji z wyjazdu do Szwecji.

Szwecja 2009 - Jamtland


Relację z szerszym opisem, jaka ryba, gdzie stała i na co się złapała umieszczę jak będę miał chwilę czasu.

Połamania kija!

piątek, 5 czerwca 2009

Polecam błystki

Ostatnio dokonałem zakupu pewnej liczby błystek. Mnie się bardzo podobają i mogę z czystym sumieniem polecić innym wędkarzom. Ja zdecydowałem się na zakup takich 4 rodzajów:

 

Można je kupić w serwisie Allegro u użytkownika PPHU_ABC.
Zalety:
- dobra jakość,
- ciekawe wzory,
- CENA !!! (ja kupowałem po 3,30zl/szt.)
- rzetelny sprzedający.

Polecam!

Połamania kija!
PS. Zaznaczam, że nie mam żadnych powiązań ze sprzedającym. Jestem po prostu zadowolonym klientem.

Chwost do błystek

Będąc na chorobowym (ale bez gorączki :) ) wymyśliłem sobie, że trzeba spróbować jakoś "ozdobić" moje przynęty. Na pierwszy ogień poszły błystki. Oglądając katalogi zauważyłem ozdobniki w postaci chwostu . No więc przystąpiłem do dzieła...

Na początek wymyśliłem sobie, że chwost będzie "przenośny". Miał być zrobiony na kółku łącznikowym, co dawało możliwość zdjęcia go z jednej przynęty i przyczepienia do drugiej. Efekt był następujący...
 

... i muszę powiedzieć, że w ogóle mi się nie podobał :(. Jakoś tak dziwnie to kółko latało obok kotwiczki. Doszedłem do wniosku, że chwost jednak trzeba zamontować na kotwiczce. Następne próby wyglądały następująco:
 
 
 
I wyglądało to już całkiem całkiem ... Do rozdzielenia włókien używałem po prostu wykałaczki. Kładłem chwost na twardej powierzchni i cierpliwie rozdłubywałem nitki.

Jeżeli chodzi o materiały, tu użyłem tego, co wpadło mi w ręce, czyli:
- kawałki muliny w różnych kolorach
- kawałki wełny w różnych kolorach
- nitki do oplatania i tworzenia mocowania
- lakier do paznokci (w kolorze odpowiadającym nitce mocującej) do utrwalenia mocowania.

Całość wysiłków wygląda tak:
 

Zobaczymy, jak to się będzie sprawować nad wodą. Mnie się podobają - mam nadzieję, że pstrągom również przypadną do gustu :)

Połamania kija!

niedziela, 31 maja 2009

Pierwsze kroki z muchówką - 31.5.2009

Ból gardła, chrypka oraz żona uniemożliwiły mi wyjazd na ryby w ten weekend. Dziś, w niedziele, na szczęście było na tyle ciepło, że można było się przejechać na działkę do rodziców.

Okazało się, że tam tata miał cały sprzęt muchowy ze sobą. Postanowiłem więc zobaczyć jak jego wędzisko muchowe współpracuje ze sznurami i pomachać chwilkę "na sucho". Zobaczył to mój 3,5-letni synek Michał. Oczywiście zażądał, że on chce również... Wyglądało to mniej więcej tak:
 
 
 
 
 

Na początku machanie szło mu nawet całkiem fajnie (czytaj: Michał robił to co tata podpowiadał). Niestety po kilku minutach wymachy zbyt często kończyły się uderzaniem wędki o ziemię. Spowodowało to, że zabawę trzeba było zakończyć, oczywiście przy głośnym sprzeciwie syna.

Ale początki już miał i wychodziły mu całkiem fajnie :)

Pozdrawia dumny i szczęśliwy tatuś :)
Połamania kija!

wtorek, 26 maja 2009

Ryby mnie omijają - 17.5.2009

Tak się złożyło, że udało się wyskoczyć nad wodę razem z tatą. Pojechaliśmy oczywiście nad Łebę. Niestety żadnych miarowych ryb nie wyciągnęliśmy.

Moje umiejętności wędkarskie na tej właśnie wyprawie zostały sprowadzone do 0 przez mojego tatę. Nad rzeką, jeżeli idziemy jednym brzegiem, to staramy się iść nazwijmy to "na zmianę". Raz jeden jest z przodu, raz drugi. Oczywiście przy wyprzedzaniu staramy się zachować ostrożność, żeby nie wypłoszyć ryb drugiemu. Tego dnia tatulek wyciągnął chyba ze 20 niemiarowych pstrągów, podczas gdy ja nie wyjąłem ani jednego! Powiem więcej - w pewnym momencie założyłem identyczną blaszkę, jaką stosował tata. Nadal nic. Jakby tego było mało to, idąc jako pierwszy, pewnej miejscówce poświęciłem naprawdę sporo czasu. Wykonałem tam pewnie około 20 dobrych, dokładnych rzutów - bez rezultatu. Po chwili na to miejsce wszedł tata i w około 5 rzutach wyciągnął 2 pstrągi. Łowił na dokładnie tą samą przynętę, co ja. Rzucał w dokładnie te same miejsca, które przed chwilą obłowiłem.

Czegoś takiego jeszcze nigdy nie przeżyłem. Zdarzało się, że ja nic nie miałem na haku gdy tata wyjmował 3-4 pstrągi w czasie całej wyprawy. Ale ponad 20 do zera???

W taki oto sposób doświadczenie wędkarskie pokonało wędkarską młodość :) Za 2 tygodnie jedziemy do Szwecji, więc pozostało mi tylko odgrażanie się, że tam to ja pokażę na co mnie stać :)

Poza tym, podczas tego wyjazdu błoto zassało mój kalosz w taki sposób, że próba uwolnienia go skończyła się wylądowaniem gołą nogą po kolano w błocie. Ale to już tylko mały dodatek, co tego co się zdarzyło.

Pomimo tego wszystkiego, co się zdarzyło, Łeba nadal jest śliczną rzeka. Niech dowodem tego będzie kilka poniższych zdjęć z tego wyjazdu.

 
 
  
To właśnie ta blaszka była tego dnia killerem :) Niestety, tylko niemiarowców i niestety, nie na mojej wędce.
  

Z wędkarskim "Połamania kija!"

niedziela, 10 maja 2009

Szybka decyzja i wyjazd ... 10.5.2009

Od rana padało - prawie bez przerwy. Po obiedzie spacer, przejażdżka samochodem i dzieci ... zasnęły :). Była 18:20, więc po uzyskaniu zgody od Sił Wyższych, wsiadłem do wozu i co szybko popędziłem nad wodę. Nad jaką? Oczywiście moją ulubioną :)

Na miejsce dojechałem parę minut po 19. Wieczór zrobił się śliczny. Przestało padać, wyszło słoneczko... po prostu pięknie. Idealna pogoda na spacer z wędką. Parkuje samochód, dochodzę do rzeki i rozpoczynam łowienie idąc w górę.

Rozpocząłem od obrotówki w barwach okoniowatych - bez sukcesu. Po około 20 minutach zmieniłem na całą srebrną nr 2. Po paru rzutach wyciągam jednego 30cm. Kilkadziesiąt metrów wyżej wyciągam małego niemiarowca. Potem przez około 30 minut nic się nie działo. I na odcinku około 200m wyjmuję z wody 2 pstrągi - oba 29cm.

W sumie łowiłem niecałe 2h. Udało się wyholować 4 rybki z czego 3 prawie-miarowe. Wynik, jakiego w tym sezonie jeszcze nie osiągnąłem (tym bardziej, że w niecałe 2h). I pomimo, że 2 błystki zostawiłem gdzieś na korzeniach w wodzie, wyjazd uznaję za udany.

Tym razem nie mam żadnych zdjęć. Następnym razem postaram się to nadrobić.

Połamania kija!

sobota, 2 maja 2009

Łeba - 2.5.2009

Dzisiaj pogoda bardziej skłaniała do wyjazdu na plażę, niż na ryby. Ponieważ nie wiadomo, kiedy kolejna okazja się nadarzy, razem z tatą postanowiliśmy spędzić kilka godzin nad wodą. Wybór był w miarę prosty - Łeba. Mieliśmy tylko kilka godzin. Po pozostawieniu dzieci pod kontrolą mamy i babci, co szybko wyjechaliśmy nad rzekę.

Woda w rzece była raczej niska i lekko mętna. Jeżeli chodzi o ryby, to udało się wyjąć jedynie kilka "krótkich". Spod pewnego korzenia na środku rzeki wyszedł mi do przynęty jeden większy kropek (szacuje na około 40cm), jednak nie udało się go więcej sprowokować. Łowiliśmy głównie na czarne lub czarne z dodatkami obrotówki w rozmiarze 2.

Wycieczkę uznaję za udaną. Szkoda, że nie udało się złowić nic większego. Jednak, tak jak powiedział tata, z tym pewnie będzie trzeba poczekać na wyprawę do Szwecji (planowana w drugiej połowie czerwca).

Kilka zdjęć z dzisiejszej wycieczki:












Połamania kija!

Catch Magazine

Niedawno odkryłem stronę ze wspaniałymi zdjęciami i filmami związanymi z wędkarstwem muchowym. To co zobaczyłem zrobiło na mnie ogromne wrażenie. Szczerze polecam obejrzenie wszystkich sześciu wydań magazynu:

http://www.catchmagazine.net/

Pozdrawiam.

wtorek, 14 kwietnia 2009

Już nie jest na mnie obrażona - 4.4.2009

Ze sporym opóźnieniem i w sporym skrócie relacjonuję jak było...

Na wstępie - udało mi się naprawić kołowrotek. Najpierw oddałem go do jednego sklepu w Gdyni - tam jednak bez sukcesu. Tata podpowiedział mi jeszcze inne miejsce - mały sklep wędkarski na hali targowej w Gdyni. Tata naprawiał tam swój stary kołowrotek Michell (czy jakoś tak to się pisze) i był bardzo zadowolony. Ja bym ten jego kołowrotek raczej przeznaczył do muzeum wędkarstwa, no ale czego się nie robi z sentymentu :). No więc mojego Shimano też udało się przywrócić do używalności. Nie jest to co prawda ten sam kołowrotek co poprzednio, ale mogę polecić to miejsce, jeżeli macie kłopoty ze sprzętem.

Wracając do wyprawy... Wybrałem się w to samo miejsce co ostatnio. No i ... Jest ! :) Udało mi się złowić pierwszego w tym sezonie pstrąga. Miał około 35cm i wyglądał tak:



Prawda, że śliczny? :) No dobra ... "super-kaban" to to nie był :).
Połakomił się na blaszkę (na fotce niżej), którą po kilku następnych rzutach niestety urwałem. Pierwszy w tym sezonie, więc po kilkudziesięciu sekundach i w pełni sił wrócił do wody. Wody? No tak .. powiedzmy, że to co płynęło w rzece, można tak nazwać. Bardziej chyba pasuje określenie "zupa". Zresztą zobaczcie sami:





A to kilka zdjęć kilka kilometrów w górę rzeki:



Podsumowując - w tym dniu raczej nie była to pogoda wędkarska, a bardziej plażowa. Ciepło, dużo słońca, a do tego jeszcze ta woda... Szczerze powiem, że nie liczyłem na jakieś sukcesy. Ten jeden co się zaczepił był jedynym, jakiego widziałem.
Tuż nad rzeką spotkałem lokalnego człowieka i porozmawiałem chwilę, czy są ryby itp. Odpowiedzi były typu "o ryby to ostatnio raczej ciężko", "nie słyszałem, żeby ktoś coś łowił", "bywają jakieś małe" itp. Wiadomości niezbyt optymistyczne, ale nie mam zamiaru się poddać. W końcu to jest Moja Rzeka ...

Połamania kija!

wtorek, 24 marca 2009

Łeba się na mnie obraziła... 21.3.2009

W poprzednim sezonie byłem częstym gościem nad Łebą. W tym sezonie odwiedziłem ja tylko jeden raz. Trzeba było to nadrobić. Wybrałem się w nowe dla mnie miejsca.

Pogoda śliczna (czytaj: raczej nie wędkarska), słoneczko świeci, ciepło ... Fajny klimat do spędzenia kilku godzin nad wodą. Najpierw podjechałem na mostek nad Łebą. Oto dwie fotki zrobione w górę i w dół rzeki.





Pojechałem dalej prawym brzegiem. Zaparkowałem samochód na wyznaczonym parkingu w lesie i poszedłem w stronę rzeki. Drogą rowerową doszedłem do spiętrzenia wody. W dół od tego miejsca rzeka ma charakter górki, jest bystra, w nurcie jest sporo kamieni, drzew itp. Zresztą sami zobaczcie.






Łowiłem paręset metrów w dół. Nagle zauważyłem zbliżających się do mnie dwóch panów. Po odznakach wiedziałem, że to panowie z SSR. Kontrola przebiegła bardzo sprawnie i w miłej atmosferze.
Przy okazji serdecznie pozdrawiam ludzi poświęcających swój czas pilnując wód. Obym jak najczęściej był przez Was kontrolowany :).

Następnie zdecydowałem się obejrzeć rzekę w górę od spiętrzenia. Ten odcinek był spokojniejszy i głębszy. Wyglądało to tak:






Niestety długo nie było mi dane delektować się pogodą... Nastąpiła niespodziewana awaria sprzętu - w kołowrotku ułamał mi się łęk. Zapasowego kołowrotka nie miałem przy sobie więc musiałem wyprawę zakończyć. Awaria wyglądała tak:



Co do ryb, to z rozmowy z panami z SSR wynikało, że są (w rzece :) ). Ja miałem jedno wyjście jakiegoś malucha. Wydaje się, że sprawnym sprzętem miałem szansę coś wyholować.
Tak jak tytuł posta mówi, uznaję, że Łeba obraziła się na mnie, że ją zaniedbałem w tym sezonie. Obiecuję poprawę i częstsze wizyty nad jej wodami!

Połamania kija!

Dzień Wędkarza - 19.03.2009

Wypad nad wodę tego dokładnie dnia planowałem od dawna. Jak to zwykle bywa, parę dni przed okazało się, że wyjazd zapewne nie dojdzie do skutku. Ważne sprawy udało się jednak szybko pozałatwiać i popołudniu wybrałem się nad Piaśnicę i Bychowską Strugę.

W Piaśnicy woda była podwyższona i przybrudzona. Nie dało się, tak jak podczas poprzednich wypadów, wypatrzyć rybek w wodzie. Po obłowieniu pewnego odcinka zdecydowałem się zmienić łowisko. Spotkałem jeszcze jednego wędkarza. Podobno we wtorek jakaś troć została złowiona, ale nie była wielka (~45cm). Po chwili rozmowy zebrałem się i pojechałem nad Bychowską Strugę.

Miałem ze sobą jedynie krótkie kalosze. Niestety skończyło się tym, ze wpadłem po kolana w błoto i trzeba było się zwijać. Na sam koniec, chyba po to, żeby mnie w ten dzień zupełnie dobić, plecionka stworzyła na kotwiczkach mojego woblera węzeł. Udało mi się go pozbyć dopiero po dłuższej chwili z użyciem nożyczek.

Generalnie wyprawa zakończyła się kompletna klapą. Z przemoczonymi nogami, węzłem na woblerze i zupełnie bez ryb wróciłem do domu.

Kilka fotek poniżej. Ostatnia z Bychowskiej Strugi, reszta z Piaśnicy.









Połamania kija!