W sobotę odezwał się "witrualny" znajomy... "Na wiosnę się nie udało - może latem gdzieś wyskoczymy?". Mnie tam dwa razy nie trzeba powtarzać :).
Z samego rana, niemal dokładnie jak regulamin nakazuje, na godzinę przed wschodem słońca, umówiliśmy się nad wodą. Miałem spore obawy, czy uda mi się podnieść o tak wczesnej porze. Na szczęście organizm nie stawiał większych oporów i pobudka przebiegła całkiem sprawnie. Herbatka, szybka konsumpcja i w drogę.
Spotykamy się w umówionym miejscu. Gadu gadu i idziemy łowić. Woda niska - o troć może być trudno... zdecydowanie łatwiej o zgubienie przynęty. Po kilku rzutach kolega wyjmuje całkiem ładnego pstrąga. Szybka fotka i do wody.
Idziemy dalej obławiając różne miejscówki, jednak bez rezultatu. Ja mam jedno branie, Tomek wyjmuje niewielkiego pstrążka, ale to wszystko co się wydarzyło tego poranka. Srebrnej, letniej troci nie stwierdzono.
Przyznam szczerze, że nieczęsto nastawiałem się na połowy tak wcześnie rano. Może to jest powód tego, że jeszcze nie udało mi się złowić troci :). Cisza i spokój nad wodą o tak wczesnej porze są naprawdę wyjątkowe. Żadnego parcia na wynik, tylko spokojne łowie i rozmowa z nowo poznanym koledze po kiju.
Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś uda się powtórzyć wspólny wypad. :)
Połamania kija!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz