wtorek, 24 marca 2009

Łeba się na mnie obraziła... 21.3.2009

W poprzednim sezonie byłem częstym gościem nad Łebą. W tym sezonie odwiedziłem ja tylko jeden raz. Trzeba było to nadrobić. Wybrałem się w nowe dla mnie miejsca.

Pogoda śliczna (czytaj: raczej nie wędkarska), słoneczko świeci, ciepło ... Fajny klimat do spędzenia kilku godzin nad wodą. Najpierw podjechałem na mostek nad Łebą. Oto dwie fotki zrobione w górę i w dół rzeki.





Pojechałem dalej prawym brzegiem. Zaparkowałem samochód na wyznaczonym parkingu w lesie i poszedłem w stronę rzeki. Drogą rowerową doszedłem do spiętrzenia wody. W dół od tego miejsca rzeka ma charakter górki, jest bystra, w nurcie jest sporo kamieni, drzew itp. Zresztą sami zobaczcie.






Łowiłem paręset metrów w dół. Nagle zauważyłem zbliżających się do mnie dwóch panów. Po odznakach wiedziałem, że to panowie z SSR. Kontrola przebiegła bardzo sprawnie i w miłej atmosferze.
Przy okazji serdecznie pozdrawiam ludzi poświęcających swój czas pilnując wód. Obym jak najczęściej był przez Was kontrolowany :).

Następnie zdecydowałem się obejrzeć rzekę w górę od spiętrzenia. Ten odcinek był spokojniejszy i głębszy. Wyglądało to tak:






Niestety długo nie było mi dane delektować się pogodą... Nastąpiła niespodziewana awaria sprzętu - w kołowrotku ułamał mi się łęk. Zapasowego kołowrotka nie miałem przy sobie więc musiałem wyprawę zakończyć. Awaria wyglądała tak:



Co do ryb, to z rozmowy z panami z SSR wynikało, że są (w rzece :) ). Ja miałem jedno wyjście jakiegoś malucha. Wydaje się, że sprawnym sprzętem miałem szansę coś wyholować.
Tak jak tytuł posta mówi, uznaję, że Łeba obraziła się na mnie, że ją zaniedbałem w tym sezonie. Obiecuję poprawę i częstsze wizyty nad jej wodami!

Połamania kija!

Dzień Wędkarza - 19.03.2009

Wypad nad wodę tego dokładnie dnia planowałem od dawna. Jak to zwykle bywa, parę dni przed okazało się, że wyjazd zapewne nie dojdzie do skutku. Ważne sprawy udało się jednak szybko pozałatwiać i popołudniu wybrałem się nad Piaśnicę i Bychowską Strugę.

W Piaśnicy woda była podwyższona i przybrudzona. Nie dało się, tak jak podczas poprzednich wypadów, wypatrzyć rybek w wodzie. Po obłowieniu pewnego odcinka zdecydowałem się zmienić łowisko. Spotkałem jeszcze jednego wędkarza. Podobno we wtorek jakaś troć została złowiona, ale nie była wielka (~45cm). Po chwili rozmowy zebrałem się i pojechałem nad Bychowską Strugę.

Miałem ze sobą jedynie krótkie kalosze. Niestety skończyło się tym, ze wpadłem po kolana w błoto i trzeba było się zwijać. Na sam koniec, chyba po to, żeby mnie w ten dzień zupełnie dobić, plecionka stworzyła na kotwiczkach mojego woblera węzeł. Udało mi się go pozbyć dopiero po dłuższej chwili z użyciem nożyczek.

Generalnie wyprawa zakończyła się kompletna klapą. Z przemoczonymi nogami, węzłem na woblerze i zupełnie bez ryb wróciłem do domu.

Kilka fotek poniżej. Ostatnia z Bychowskiej Strugi, reszta z Piaśnicy.









Połamania kija!

środa, 18 marca 2009

Wędkarskie początki ...

To pewnie będzie dla większości czytaczy mało interesujący wpis... Ale ponieważ nie mam innego materiału (nie bylem ostatnio nigdzie na rybach), będzie wpis o początkach mojej przygody z magiczną rybą pstrąg.

Niedawno zacząłem zadawać sobie pytania typu "Kiedy ja tak naprawdę zacząłem łowić pstrągi?", "Kiedy i gdzie złowiłem pierwszego miarowca?" itp. Odpowiedzi na te i inne pytanie zacząłem szukać oczywiście u mojego taty - osoby, która wprowadziła mnie w pstrągowe arkana. No więc ...

Pytanie pierwsze: Kiedy zacząłem łowić pstrągi? Odpowiedź: Dokładnie to nie wiadomo :). Chyba jak miałem około 10 lat. Może nawet trochę mniej. Łatwiej było z odpowiedzią na drugie pytanie.

Drugie pytanie: Gdzie zacząłem łowić pstrągi i gdzie złowiłem pierwszego pstrąga? To akurat pamiętam. Miałem to szczęście, że od razu na pierwszym wyjeździe złowiłem kropka. Razem z tatą i jego kolegą "wujem Wiktorem" pojechaliśmy nad Łupawę. Wydaje mi się, że był to odcinek leśny powyżej miejscowości Łupawa. Nie jestem pewien jak jest teraz, ale kiedyś niektóre odcinki były chyba zamykane na kilka sezonów (np. 3 lata) i my akurat pojechaliśmy na taki tuż po otwarciu. Złowiłem wtedy nawet nie jednego, ale kilka pstrągów (dla mnie to był ogromny sukces) na miedzianą blaszkę, której model do teraz mam w swojej kolekcji:


Pytanie kolejne: Jak i od kogo uczyłem się łowić ryby? Dominującą metodą połowu jaką uprawiam jest spinning. Od niego też zaczynałem naukę łowienia. Próbowałem również swoich sił w połowie na muchę. Kilka ryb udało mi się tą metoda złapać, jednak swoje umiejętności oceniam na "bardzo początkujący" (chociaż ... o tym w następnym pytaniu, ha ha !). Ze spiningiem znam się trochę lepiej, aczkolwiek człowiek uczy się całe życie (nowe techniki, nowe przynęty itp.). Moim guru od początku był i jest oczywiście mój tata. Od niego dowiedziałem się np. że bieganie nad samym brzegiem za pstrągiem nie jest wskazane, że łamanie gałązek stąpając na nie tez nie pomaga, że przynęty należy rzucać do wody (a nie na krzaki po drugiej stronie) i mnóstwo innych niezbędnych informacji. Następnymi osobami byli koledzy taty po kiju: "wujo Jan" i wspomniany już "wujo Witek". Wujo Jan (niestety Św.p. ) przed każdą wyprawą czynił założenia, co do ilości pstrągów jakie kto złowi. Fajne to było:) : "N. senior (mój tata) - ZERO, N. junior (ja) - jeden ... 30cm, itd. dla każdego członka wyprawy". Założenia założeniami, ale jak dobrze pamiętam to on prawie zawsze złowił największego kropka. Nawet jak nic nikomu nie brało, to ostatniego dnia, na ostatnie rzecze zawsze "rzutem na taśmę" wyciągał 40-staka. Od wuja Witka dowiedziałem się, że istnieją takie ryby jak trocie i że pływają w Redzie. Z nim i moim tatą pojechałem na pierwszą wyprawę trociową. U mnie zakończyło się bez rezultatu, ale pamiętam, że wujo Witek wyciągnął troć około 50cm.

Pytanie następne: Gdzie, jak i jakiego złowiłem pierwszego miarowego pstrąga? Znalezienie odpowiedzi na to pytanie okazało się banalnie proste. Wystarczyło zajrzeć do starych zdjęć.
Gdzie? Dunajec.
Kiedy? Sierpień 1989.
Jak? Sztuczna mucha.
Jak duży pstrąg? 35cm. Pewnie wielu powie: maleństwo - czym tu się chwalić. Może i tak, ale dla 11-letniego dzieciaka, który od kilku lat stara się złowić swojego pierwszego miarowca to było bardzo ważne. Oto zdjęcie moje i taty i mojego okazu :)


Sporo wody w Wiśle upłynęło już od tamtego czasu. Moje hobby wędkarskie-pstrągowe miało wzloty i upadki. Obecnie wydaje się, że jestem na równi wznoszącej :). Można powiedzieć, że zaczynam naukę prawie od początku. Osobom, które dotarły do tego ostatniego akapitu i ostatniego zdania tego wpisu gratuluję wytrwałości - jedna z ważniejszych cech wędkarza pstrągowego :).

Połamania kija!

niedziela, 8 marca 2009

Zagórska Struga - 7.3.2009

Wczoraj odwiedziłem Zagórską Strugę. Był to krótki, jednogodzinny wypad w celu szybkiego rozpoznania terenu i stanu wody. Zatrzymałem się w dwóch miejscach: w okolicy Szmelty, oraz na parkingu paręset metrów wyżej. Woda była raczej niska. Przynajmniej tak mi się wydaje - latem zweryfikuję tą teorię. Większość odcinków to bystrza głębokości z różnymi przeszkodami w wodzie. Spotkałem tylko jeden odcinek około 100-200m, gdzie woda byłe trochę głębsza. Następnym razem podjadę wyżej - może tam będzie więcej dołków.

Co do ryb to widziałem tylko jednego uciekającego malucha... Nic poza tym.

W dolnej części (na granicy lasu i Szmelty) nad wodą rozrzuconych jest mnóstwo śmieci. Poza tym w wielu miejscach brzeg poryty jest przez quady. Trochę mnie to zniechęciło do połowów... Paręset metrów w górę było już trochę lepiej - śmieci składające się głownie z butelek po piwie były tylko w okolicy parkingu.

Kilka fotek znad rzeczki: