To pewnie będzie dla większości czytaczy mało interesujący wpis... Ale ponieważ nie mam innego materiału (nie bylem ostatnio nigdzie na rybach), będzie wpis o początkach mojej przygody z magiczną rybą pstrąg.
Niedawno zacząłem zadawać sobie pytania typu "Kiedy ja tak naprawdę zacząłem łowić pstrągi?", "Kiedy i gdzie złowiłem pierwszego miarowca?" itp. Odpowiedzi na te i inne pytanie zacząłem szukać oczywiście u mojego taty - osoby, która wprowadziła mnie w pstrągowe arkana. No więc ...
Pytanie pierwsze: Kiedy zacząłem łowić pstrągi? Odpowiedź: Dokładnie to nie wiadomo :). Chyba jak miałem około 10 lat. Może nawet trochę mniej. Łatwiej było z odpowiedzią na drugie pytanie.
Drugie pytanie: Gdzie zacząłem łowić pstrągi i gdzie złowiłem pierwszego pstrąga? To akurat pamiętam. Miałem to szczęście, że od razu na pierwszym wyjeździe złowiłem kropka. Razem z tatą i jego kolegą "wujem Wiktorem" pojechaliśmy nad Łupawę. Wydaje mi się, że był to odcinek leśny powyżej miejscowości Łupawa. Nie jestem pewien jak jest teraz, ale kiedyś niektóre odcinki były chyba zamykane na kilka sezonów (np. 3 lata) i my akurat pojechaliśmy na taki tuż po otwarciu. Złowiłem wtedy nawet nie jednego, ale kilka pstrągów (dla mnie to był ogromny sukces) na miedzianą blaszkę, której model do teraz mam w swojej kolekcji:
Pytanie kolejne: Jak i od kogo uczyłem się łowić ryby? Dominującą metodą połowu jaką uprawiam jest spinning. Od niego też zaczynałem naukę łowienia. Próbowałem również swoich sił w połowie na muchę. Kilka ryb udało mi się tą metoda złapać, jednak swoje umiejętności oceniam na "bardzo początkujący" (chociaż ... o tym w następnym pytaniu, ha ha !). Ze spiningiem znam się trochę lepiej, aczkolwiek człowiek uczy się całe życie (nowe techniki, nowe przynęty itp.). Moim guru od początku był i jest oczywiście mój tata. Od niego dowiedziałem się np. że bieganie nad samym brzegiem za pstrągiem nie jest wskazane, że łamanie gałązek stąpając na nie tez nie pomaga, że przynęty należy rzucać do wody (a nie na krzaki po drugiej stronie) i mnóstwo innych niezbędnych informacji. Następnymi osobami byli koledzy taty po kiju: "wujo Jan" i wspomniany już "wujo Witek". Wujo Jan (niestety Św.p. ) przed każdą wyprawą czynił założenia, co do ilości pstrągów jakie kto złowi. Fajne to było:) : "N. senior (mój tata) - ZERO, N. junior (ja) - jeden ... 30cm, itd. dla każdego członka wyprawy". Założenia założeniami, ale jak dobrze pamiętam to on prawie zawsze złowił największego kropka. Nawet jak nic nikomu nie brało, to ostatniego dnia, na ostatnie rzecze zawsze "rzutem na taśmę" wyciągał 40-staka. Od wuja Witka dowiedziałem się, że istnieją takie ryby jak trocie i że pływają w Redzie. Z nim i moim tatą pojechałem na pierwszą wyprawę trociową. U mnie zakończyło się bez rezultatu, ale pamiętam, że wujo Witek wyciągnął troć około 50cm.
Pytanie następne: Gdzie, jak i jakiego złowiłem pierwszego miarowego pstrąga? Znalezienie odpowiedzi na to pytanie okazało się banalnie proste. Wystarczyło zajrzeć do starych zdjęć.
Gdzie? Dunajec.
Kiedy? Sierpień 1989.
Jak? Sztuczna mucha.
Jak duży pstrąg? 35cm. Pewnie wielu powie: maleństwo - czym tu się chwalić. Może i tak, ale dla 11-letniego dzieciaka, który od kilku lat stara się złowić swojego pierwszego miarowca to było bardzo ważne. Oto zdjęcie moje i taty i mojego okazu :)
Sporo wody w Wiśle upłynęło już od tamtego czasu. Moje hobby wędkarskie-pstrągowe miało wzloty i upadki. Obecnie wydaje się, że jestem na równi wznoszącej :). Można powiedzieć, że zaczynam naukę prawie od początku. Osobom, które dotarły do tego ostatniego akapitu i ostatniego zdania tego wpisu gratuluję wytrwałości - jedna z ważniejszych cech wędkarza pstrągowego :).
Połamania kija!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz