sobota, 19 marca 2011

Louis DeFunes na zawodach wędkarskich

19 marca - Dzień Wędkarza

Z okazji Dnia Wędkarza życzę wszystkim kolegom "po kiju":

Po pierwsze: Dużo zdrowia, aby jego brak nie przeszkodził w częstym przebywaniu nad wodą.

Po drugie: Dużo wolnego czasu, aby jak najwięcej było okazji do spędzania go nad wodą.

Po trzecie: Aby łowienie sprawiało jak najwięcej przyjemności.

Po czwarte: Aby "wody górskie" stały się faktycznie wodami pstrąga i lipienia, a nie jedynie wodami wspomnienia tych ryb.

Po piąte, szóste, siódme .... spełnienia wszystkich pozostałych marzeń wędkarskich.

Połamania kija!!!

piątek, 18 marca 2011

To kill or not to kill... a fora wędkarskie - luźne myśli

Czytuję sobie wieczorami różne fora wędkarskie np. fors. Czy zgadniecie jaki temat powoduje najwięcej wpisów? TAK! Właśnie związany z tym, czy mamy prawo zabrać złowioną rybę czy nie. Schemat zwykle jest bardzo prosty:
1) Ktoś wstawia zdjęcie z ładną rybą (i jasno nie napisze, że ją wypuścił).
2) 5-10 postów z "gratkami",
3) ~10 posta ktoś się oburzy i napisze, że tylko C&R/no-kill, że ten co zabrał rybę to mięsiarz itp.
4) następne wpisy to zwykle robota dla Adminów forów, bo to w większości ordynarne obrzucanie się błotem.

Zastanawia mnie czy niektórzy nie mogą wziąć na wstrzymanie i swoje żale wylewać w odpowiednich do tego wątkach? Jak jeden z drugim chce się uzewnętrznić, że mu zabijanie ryb nie odpowiada to proszę bardzo - jest odpowiedni wątek. Ja nawet rozumiem, że niektórzy uważają, że to wędkarze są w większości odpowiedzialni za przetrzebione rzeki. Ja po części podzielam ten pogląd i sam większość ryb staram się wypuszczać. Ale czy z każdego wątku na forum trzeba zrobić bagno, którego aż się nie chce czytać? Co ciekawe - to zwykle są dokładnie te same osoby zaczynające całą burdę...

A z innej beczki. Była ciekawa wymiana zdań w wątku o pstrągach. Jacyś koledzy z towarzystwa przyjaciół jakiejś tam rzeki (celowo stosuję formę "jakaś"), wielcy zwolennicy wypuszczania rybek do wody zrobili sobie zlot i zawody. Miały być na żywej rybie, ale nie wszystkie biedactwa (piszę o wędkarzach i nie chodzi mi o pojemność portfela !) miały ze sobą aparat. No więc co zrobili koledzy z towarzystwa? Zamienili szybko formułę na max jedną rybę bitą :).
No to ja się pytam: Czy tak postępują ludzie, którzy mienią się w internecie wielkimi Miłośnikami rzeki X, którzy wszędzie propagują wypuszczanie ryb, a sami lekką ręką dają rybom w łeb (bo nie mają aparatu)? Chyba coś tu niezbyt gra, co?
Z drugiej strony - Jak ja idę z kolegami na ryby, to nie potrzebuję nawet aparatu, żeby im uwierzyć, że złowili taką a nie inną rybę. Jeżeli kolega tak powiedział, to dla mnie oznacza, że tak było. Wędkarstwo z kolegami to nie zawody, gdzie trzeba złowić jak najwięcej więcej i jeszcze przynieść rybę do wagi jako dowód. Zastanawiam się, jak to towarzystwo działa, skoro ludzie nie mają do siebie zaufania...

Miałem z Tatą jechać nad wodę w tą sobotę, ale jakoś pogoda nie nastraja. Dzisiaj padał śnieg! Chyba trzeba będzie poczekać na lepszą pogodę.

Połamania kija!

sobota, 5 marca 2011

To była niedziela....

... kiedy siedząc spokojnie w łóżku nagle mnie ruszyło. Było zimno, pochmurnie... ogólnie pogoda taka, że nosa za drzwi się nie chciało wystawiać. No ale "coś" mnie ruszyło i pojechałem. Ryby nie widziałem, się przespacerowałem, spotkałem wydrę i ślady jej działalności na brzegu (patrz zdjęcie poniżej.

A było tak:




Tak wyglądała rzeka powyżej jazu. Łowienie niemożliwe...


A tak poniżej.


Tu już dało się przynętę zamoczyć.








A tu pozostałości po posiłku Pani Wydry