piątek, 25 maja 2012

Troszkę połowiłem...


Nad wodę ciągnie mnie niesamowicie. A że długo w takim stanie wytrzymać się nie da, to pojawiłem się nad wodą kilka razy ostatnimi czasy. 

Chyba mogę się już poczuć w 100% zarażony pasję do wędkarstwa muchowego. 
Po pierwsze - łowię na własnoręcznie ukręcone muszki. Nie są to takie "modele" jak można obejrzeć w internecie, ale się sprawdzają. 
Po drugie - widzę rybki i udaje się je skusić, czyli jest pewna skuteczność. 
Po trzecie - metoda to ... sucha muszka. 

Naprawdę jest w tej metodzie coś magicznego. Coś, co powoduje, że jak jednego dnia uda się człowiekowi coś złowić, to następnego nie może wysiedzieć spokojnie w domu. Ze mną ostatnimi czasy było podobnie. 

Sobota 
W poprzednią sobotę pojechałem odwiedzić z muchówką jedną z pobliskich rzeczek. Było bardzo ciepło ("Precz z czarnymi stomilami!!! Niech żyją oddychające spodniobuty!!!"), około 26C. Widać było, że nad wodą roi się chruścik. 



Pokazywało się sporo rybek, które zainteresowane były płynącymi muszkami. Między sporej ilości maluchami udało się skusić takiego oto pstrągowego ~30-staczka.



Poza tym tego dnia złowiłem jeszcze mój życiowy rekord lipienia 39cm. Jako, że to jeszcze przed sezonem to szybko wrócił do wody, więc fotki nie ma. Ale sam rekord uznaję za ustanowiony. :)

Niedziela
Następnego dnia również nie wytrzymałem. A dokładniej przyczynił się do tego tata. Po moich relacjach z dnia poprzedniego, i razem pojechaliśmy nad tą samą rzeczkę. Scenariusz podobny - na szarego chruścika ze skrzydełkami CDC wieszało się sporo rybek. Niestety większość niewielkich wymiarów.. i znowu kilka lipieni (jeden nawet całkiem całkiem...).
Jednak jedno branie jest warte odnotowania i daje pewną nauczkę na przyszłość. Po namierzeniu rybki i posłaniu muszki w odpowiednie miejsce, nie kontrolowałem ilości "wolnego" sznura. Efekt niestety był opłakany. Bardzo ładny pstrąg (oceniam około 40cm) zebrał moją muszkę i dał nura w krzaki. Niestety nie byłem w stanie go zatrzymać. Wplątał się w jakieś korzenie i tyle go widziałem. Szkoda... ale czasami ryba również musi wygrać. 

Piątek
Dzisiaj po pracy nie wytrzymałem. Ruszyłem ponownie - szybki powrót po pracy (~18-sta) do domu, dylemat "jechać-nie jechać?", i decyzja o wyjeździe. 
Pomimo, że dzisiaj było chłodniej, to nad wodo widać było sporo chruścika, oraz pierwsze wyloty żółtej jętki. Tzn. nie wiem czy pierwsze... w zeszły weekend widziałem może kilka sztukę, dzisiaj całkiem sporo. Jednak rybki nie były zainteresowane żółtym robalem i zdecydowanie lepiej współpracowały z ... szarym, brzydkim chruścikiem, własnoręcznej produkcji. :)

Jutro Dzień Matki... chyba jednak się nie wybiorę, ale kto to wie, co przyniesie jutro....

Połamania!

PS. Ta rzeczka, na której łowiłem jest całkiem zakrzaczona. Zostawiłem tego dnia na drzewach prawie 10 much!!! :( . Też tak macie czy to tylko ja???

1 komentarz:

  1. Ładna woda :) Ja też na początku muchowania rwałem masę much. Z czasem się wyrobisz !

    OdpowiedzUsuń